Wierszyk dla dzieci – Awantura w jeziorze
Zwołały leszcze zebranie
i wygłosiły kazanie:
– W jeziorze aż kipi woda,
taka panuje niezgoda.
Wybierzmy sobie sędziego,
prawego i rozumnego,
i niechaj przemierza wody,
i godzi zwaśnione rody.
– Doprawdy pomysł wspaniały –
odezwał się jazgarz mały –
lecz która z ryb niezawodna
takiego urzędu godna?
I tu zaczęły się zwady,
bo wszystkie chcą tej posady.
I sumy, i sandacz, i troć,
i karaś, trzy liny i płoć.
Wypłynął szczupak do przodu:
– Ja wam nie sprawię zawodu!
Wybierzcie mnie na sędziego,
bo nie znajdziecie lepszego!
Zgłosiły sprzeciw dwie płocie:
– On łyka narybek w locie!
Na jego widok, jak wiecie,
cierpną nam płetwy na grzbiecie.
Sandacza wzdręgi się bały,
suma – ukleje nie chciały.
Każdy miał coś do każdego,
każdy ród wybrać chciał swego.
Na pomysł wpadły węgorze,
że sędzią karp zostać może.
Szlachetny jest i moralny,
kandydat wprost idealny.
Karp zerka w lewo i w prawo,
już wszyscy biją mu brawo,
lecz on się wcale nie cieszy,
ten wybór bardzo go peszy.
Do tego, gdy ujrzał z boku
iskierkę w szczupaka oku,
odwrócił się błyskawicznie
i uciekł stamtąd panicznie.
I znów zawrzało w jeziorze,
nie myślą o mediatorze
i nikt już leszczy nie słucha,
od nowa kłótnia wybucha.
Znów doszło do szarpaniny.
Szczupaka kąsają liny,
rzucił się sandacz na trocie,
lecz te ukryły się w grocie.
Spór chciały łagodzić leszcze,
lecz słowa nie rzekły jeszcze,
a już się sum na nie dąsa
i wściekle podkręca wąsa.
Wpadł karaś pomiędzy płocie,
lecz nie dał rady tej flocie,
wycofał się więc w pośpiechu –
wywołał tym salwę śmiechu.
Z daleka karp obserwuje,
jak lin się z leszczem mocuje,
a woda wokół się pieni –
natury ryb nic nie zmieni.
Ludzie od lat powiadają,
że ryby głosu nie mają.
Oj, wielce by się zdziwili,
gdyby tu byli w tej chwili.