Wierszyk dla dzieci - Bury - ponury
Był taki tydzień - słotny, ponury,
wiatr porozrzucał na niebie chmury,
za ich ołowiem, co nie miał końca,
ukrył wesołe promienie słońca.
Właśnie w dzień taki spłakany deszczem,
znalazłam ducha. Do pary z dreszczem
szczękał zębami, smętny i bury
w czapce miał wodę w kieszeniach dziury.
Złorzecząc, nogi w kałuży moczył,
a wiatr złośliwiec wciąż się z nim droczył,
przebiegał wątłym duchowym ciałkiem
przez dziurki w uszach na wylot całkiem.
Żal było patrzeć, toć biedaczyna,
długo w pogodę taką nie wytrzyma.
Więc wyciągnęłam w grochy chusteczkę,
z deszczu wytarłam ducha troszeczkę,
potem wsadziłam go do torebki,
między długopis i trzy skarpetki.
W domu wylałam z torebki wodę,
pięć uncji smutku i niepogodę
z podłogi starłam błotniste plamy;
ducha wrzuciłam do wielkiej wanny,
żeby wymoczył się przez godzinkę,
sącząc przez rurkę mydło, bielinkę,
a potem jeszcze płyn do płukania
i ciut krochmalu. No! Koniec prania!
Teraz, gdy znikła warstwa szarości,
na jego twarzy uśmiech zagościł.
Zaniosłam stworka na strych drewniany,
gdzie żywicami wciąż pachną ściany
w kątach rozpięte przez tkaczy zręcznych,
nęcą hamaki srebrnych pajęczyn.
Duch ze zdziwienia wytrzeszczył oczy,
potem po strychu wzrokiem potoczył,
skłonił się nisko na pranie sznurkom,
zerknął przez okno gdzieś na podwórko,
zeskoczył cicho na starą skrzynię,
przywitał się z kawką, co w kominie
gniazdo uwiła; podłoga skrzypi,
na niej, gdy słońce, złoty kurz kipi.
Ciepło i sucho jest i przyjemnie...
- Zginąłbyś marnie w deszczu beze mnie.
Tak się duchowi tam spodobało,
że postanowił zostać na stałe,
teraz, gdy w oknie szczęśliwy staje,
firankę białą zgrabnie udaje.