Bajka do czytania - Zgryzota pewnego kojota
Pewien kojot z Kolorado
chciał porzucić swoje stado.
Myśli sobie: "Dość tej grandy,
Nie chcę żyć wśród takiej bandy.
Dosyć mam tych ciągłych zgrzytów,
cwanych sztuczek tych łachmytów.
Chcę wieść żywot samotniczy,
Zaszyć się gdzieś w byle dziczy,
Byle dalej od watahy!"
Lecz to problem jest niebłahy,
bo kojoty - o niedolo! -
żyją w stadach, a nie solo.
Ale ten to twarda sztuka.
Za nic ma to, co nauka
o kojotach pewnie szerzy.
Z samotnością więc się mierzy.
Pierwsze chwile były błogie,
zalet wiele, ulgi mnogie.
Nikt nie wadzi i nie gdera -
miód na serce autsajdera.
Lecz gdy przyszło co do czego,
dostrzegł wady czynu swego.
Bo choć szybki był jak strzała,
mysz sprzed nosa w mig mu zwiała.
Bez watahy wielka bieda,
upolować nic się nie da.
Królik z miejsca dał drapaka,
baran czmychnął gdzieś zza krzaka,
kura w trawę dała nura -
perspektywa dość ponura.
Wielki głód kojota skręca.
Marzy mu się pierś jagnięca,
chude udo antylopy,
kawał dzika, kurze stopy,
choćby jedna mała myszka.
Trudno żyć o samych szyszkach.
Przejdźmy zatem już do sedna,
bo tu myśl się ciśnie jedna.
Wszelkie zmiany i zakusy
mają plusy i minusy.
Morał jasny jest jak słońce:
Wszak każdy kij ma wszak dwa końce.