SATYRA - NIEPOSKROMIONY APETYT
Do jedzenia jestem mrzywa,*
kilogramów wciąż przybywa.
Od patrzenia na żarełko,
szybko rośnie mi sadełko.
Dwie golonki, ledwo wcisnę,
rosół z okiem, pełną miskę.
Kiedy lody mi podają,
oczy na wierzch wypadają.
Zimny deser, dla zachęty,
jak, tu nie zjeść, gdy ponętny.
Pół torcika sobie zjem,
osiem bułek, miód i dżem.
Przed kolacją, trzy kotlety,
bo żołądek chce – niestety.
Ledwo skończę, tuż przed spaniem,
chętnie zjadam tłuste danie.
Butlę coli, albo dwie,
a tu skala, ani drgnie.
Paczkę chipsów chrupię w nocy,
waga nie chce na dół skoczyć.
Ważyć będę się w chlewiku,
tam jest więcej odważników,
a na szali wolne miejsce,
tylko najpierw drzwi powiększę.
Czym szczęśliwa jest, czy nie?
każde dziecko o tym wie.
Dadzą dobre nam wskazówki,
pchać warzywa, w głodne brzuszki.
Czas, by dużo jeść owoców,
zamiast coli, wypić soczek.
Wręcz niezdrowe jest obżarstwo,
a o zdrowie, zadbać warto.
Aldona Latosik
5 VI 2013
*mrzywa – niejadek w gwarze poznańskiej
ilustr.z internetu