top

Logowanie

Wesprzyj Bajkownię

     Twórz z nami Bajkownię!

Kto jest Online

Odwiedza nas 444 gości oraz 0 użytkowników.

Przyjaciele Bajkowni


wiersze i wierszowane bajki dla dzieci i dla dorosłych


Bogdan Dmowski czyta wiersze i wierszowane bajki dla dzieci i dla dorosłych


bajkowy podcast okladka


bajki dla dzieci


zloty jez



TataMariusz 200x200

© Copyright by Bajkownia.org - Fabryka Bajek, Powered by Joomla! Valid XHTML and CSS.
Gwiazdka nieaktywnaGwiazdka nieaktywnaGwiazdka nieaktywnaGwiazdka nieaktywnaGwiazdka nieaktywna
 

Bajka dla dzieci - Wyprawa po dobry humor

W pewnym miasteczku żyła wesoła gromadka ludzi. Wszyscy byli dla siebie życzliwi, pomagali sobie w potrzebie i często się spotykali. Urządzali jarmarki z okazji różnych świąt, na które zjeżdżali ludzie z całego kraju. Przyciągały ich tutaj nie tylko konkurencyjne ceny produktów wystawianych w kramach, ale i miła atmosfera panująca w miasteczku. Mieszkańcy żyli z tego, co udało im się wyprodukować i sprzedać na tych jarmarkach.

Było zawsze dużo kupujących, więc i sprzedającym dobrze się powodziło. Nikt nigdy nie narzekał na brak pieniędzy,  a jeżeli komuś czegoś brakowało, to sąsiedzi  zaraz spieszyli mu z pomocą. Bardzo długo tak wyglądało tam życie aż do momentu, kiedy w mieście ludzie nagle przestali się śmiać i uśmiechać życzliwie do siebie. Stało się to dokładnie w przeddzień jarmarku organizowanego z okazji święta zimy. Jak co roku każdy tubylec miał już wszystko zapięte na ostatni guzik, pozostało już tylko czekanie na przyjezdnych gości, a tych nigdy nie brakowało. Dorośli po uprzątnięciu ulic i swoich domostw odpoczywali i zbierali siły na mający nadejść świąteczny dzień. Wieczór przed świętem zimy był bardzo spokojny, drzewa stały w bezruchu, a niebo powoli zapełniało się gwiazdami, nawet mróz nie zaglądał nikomu do okien. Mimo ładnej pogody nikt nie wybrał się na wieczorny spacer. Wszyscy pozostali w domach.

Dzieci tymczasem bawiły się w najlepsze i korzystały z dni wolnych od szkoły i nauki. Wojtuś , Basia i Kacper byli dziećmi cukiernika. Ich tata wypiekał najlepsze torty, ciasta i babeczki. Miał zawsze najwięcej pracy przed jarmarkiem, bo o ile wszyscy mieli już gotowe produkty do sprzedaży, o tyle on musiał niejednokrotnie w nocy przed jarmarkiem piec jeszcze babeczki. Tego jednak dnia przygotował wyjątkowo tylko ciasta i torty, które były już dzień przed sprzedażą gotowe i mógł sobie pozwolić na odpoczynek i spokojny sen. W domu cukiernika było jak zawsze gwarnie i wesoło, zwłaszcza że dzieci nie lubiły wcześnie chodzić spać, a wszystko przez nocny tryb pracy tatusia, którego maluchy niejednokrotnie podglądały. Maluchy tego dnia wdrapały się na strych, który w tej rodzinie wyglądał naprawdę imponująco. Był nie tylko ogromny, ale i ciekawie wyposażony. Można na nim było spotkać kilka zawieszonych hamaków, dwie stare mosiężne szafy, kilka drewnianych stołków, pudło z zabawkami rodziców, sporo zabawek , z których dzieci już wyrosły i bawiły się nimi tylko na strychu. To miejsce było wielkim skarbcem, zawsze można było na nim znaleźć coś nowego, albo odkryć stare cenne przedmioty, o których istnieniu już dawno się zapomniało. Dzieci tak były pochłonięte zabawą, że nawet nie słyszały wołania rodziców, którzy wzywali ich parokrotnie do kąpieli. Mama zaniepokojona brakiem odzewu wdrapała się po drewnianych i skrzypiących schodach, aby zobaczyć, co się dzieje z jej pociechami. Widok grzecznie bawiącej się trójki ją uspokoił.
- Rozumiem, że dzisiaj robimy „dzień brudasa” i idziecie spać bez kąpieli?
- Taaak! – dzieci bez zastanowienia wykrzyknęły zgodnym chórem.
- Dobrze, ale nie siedźcie do późna i przebierzcie się przed snem w pidżamy. Pozwolę wam jeszcze na godzinę zabawy.
Dzieci potrząsnęły głowami na znak, że się zgadzają i wróciły szybko do wymyślonej zabawy w piratów, gdy tylko mama opuściła strych. Wojtuś był zawsze kapitanem, jako że był najstarszy, Kacper najczęściej był zakładnikiem okrutnego kapitana, a Basia ratowała swojego młodszego braciszka. Często miała trudne zadanie do wykonania, bo Wojtuś obwiązywał brata grubymi linami i dziewczynka musiała rozwiązywać trudne sploty. Zazwyczaj jej się udawało ocalić Kacperka z rąk okrutnika. Wojtuś robił wtedy rozwścieczoną minę i potrząsał okropnie rękami oraz wymachiwał plastikowym mieczem. Dzieci po raz kolejny usłyszały wołanie. Tym razem był to tatuś, który oświadczył, że pora już spać. Maluchy miały już schodzić, kiedy ich uwagę przykuło coś bardzo dziwnego. Za oknem, koło domu szewca, szedł powolnym krokiem jakiś mały człowiek ubrany na niebiesko i ciągnął za sobą wielki brązowy wór, w którym coś migotało jak gwiazdki. Rodzeństwo jeszcze przez chwilę obserwowało, co się dzieje na dworze, jak ktoś im nieznany wchodzi kolejno do domu krawca, stolarza i mechanika, za każdym razem dostaje się do środka przez okno i wychodzi z coraz większym worem. Na końcu drogi był dom weterynarza. Po wyjściu z niego dziwny człowiek jakby rozpłynął się w powietrzu i nie było już po nim ani śladu. Maluchy popatrzyły na siebie ze zdumieniem. Na początku pomyślały, że to jakiś włamywacz zakradł się do miasteczka. Zaraz po zejściu do pokoju opowiedziały o wszystkim tatusiowi, który nie omieszkał zadzwonić do sąsiadów i zapytać, czy wszystko u nich w porządku. Odpowiedź niezbyt zadowoliła dzieci, bo okazało się, że każdy, u kogo był ten stworek, nic nie słyszał i nic nie widział. Tatuś nawet troszeczkę zganił dzieci, bo powiedział, że to pewnie przez te ich zabawy i wybujałą wyobraźnię. Dzieci nie miały już siły udowadniać swojej racji, bo były bardzo zmęczone i szybko usnęły.

Słoneczko rano zastukało w szyby i kolejno obudziło Kacpra, Basię i Wojtusia. Domownicy zabrali się do pakowania rzeczy na jarmark. Dzieci były bardzo podekscytowane, zawsze lubiły pomagać rodzicom. Tego jednak dnia wszystko wyglądało inaczej. Mamusia nie miała na twarzy promiennego uśmiechu, a tatuś wyglądał na bardzo zdenerwowanego, a jeszcze gorzej miała się sytuacja na placu jarmarcznym, gdzie od samego rana mieszkańcy się przekrzykiwali i przechwalali:
- Te ubrania są najpiękniejsze! - wołał krawiec.
- Wcale że nie, bo moje są najdoskonalsze!
- My nad naszymi pracowaliśmy cały rok!
Wszyscy tak okropnie krzyczeli, że ich głosy mieszały się i nie wiadomo już było, kto właśnie woła, powstał jeden wielki wrzask i hałas.
- I co z tego - ktoś zawołał - to nie jest cacko!
- Ja to dopiero mam cud i  miód, i orzeszki.
- Aha, chcielibyście wy okropne Bartoszki! - Po tych słowach doszło do takiej awantury, jakiej nikt w okolicy nie widział. Całe rodziny zaczęły się obrzucać wszystkim, co miały pod ręką. Stolarz rzucał zabawkami, cukiernik swoimi najlepszymi ciastami, a krawiec ucinał rękawy swoim najmodniejszym bluzkom i kierował je w stronę kramu szewca. Wszyscy byli pogrążeni w jakiejś okropnej złości, która zasłaniała im prawdziwe spojrzenie na świat. No prawie wszyscy, bo troje rodzeństwa przypatrywało się z uwagą i niedowierzaniem temu, co się dzieje. Dzieci cukiernika wiedziały, że jeśli tak dalej pójdzie, to nici z jarmarku i mieszkańcy nic nie zarobią. Przypomniał im się wczorajszy obraz zza okna i niebieski ludzik. Rodzeństwo podjęło decyzję, że muszą odnaleźć  tę bliżej im nieznaną istotę i poprosić o pomoc. Udali się na koniec ulicy, przy której go ostatnio widzieli.
- To było za tym drzewem, tutaj go ostatni raz widzieliśmy! - oznajmił pewny siebie Wojtuś.
- Co może tu się znajdować, że on tak szybko zniknął? - zastanawiała się Basia.

Kacperek w ogóle się nie zastanawiał, ale jego uwagę przykuło samo drzewo, które w niektórych miejscach miało ubarwioną na niebiesko korę. Chłopiec oglądał je z zaciekawieniem. Dotykał tych plamek, aż zaprowadziły go one do tajemnych drzwi ukrytych za gąszczem gałęzi. Przywołał natychmiast rodzeństwo. Wszyscy ostrożnie otworzyli tajemne przejście i już za chwilę znaleźli się w środku drzewa. Było tu całkiem wygodnie i przytulnie. Wszystkie mebelki były zrobione z drewna. Było tam drewniane łóżeczko, drewniany stoliczek, krzesełka, kilka półeczek, a na nich różne pojemniki z kolorowymi substancjami w środku. Dzieciom bardzo się podobało, bo wszystko było na miarę ich wzrostu. Nagle ich uwagę zwrócił brązowy wór, który widzieli poprzedniej nocy. Chcieli szybko go otworzyć i zobaczyć, co znajduje się w środku, ale usłyszeli płacz i zmienili zdanie. Podążyli za czyimś szlochaniem, które dochodziło gdzieś zza drewnianego regału. Okrążyli przeszkodę i znaleźli niebieskiego ludka, który siedział w bujanym fotelu i wylewał potworne łzy.
- Dlaczego płaczesz? - spytał odważnie Kacperek.
- Bo zrobiłem coś okropnego - odpowiedział ludek, który na chwilę oderwał się od swojego szlochania.
- Wiemy, obrabowałeś wczoraj nasze miasteczko - oznajmił nieco zimnym tonem Wojtuś.
- Ja, właściwie nie, ja nic nie zabrałem - ludek zaczął się zacinać - no może tylko jedną rzecz, ale to dlatego, że byłem bardzo zły i zazdrosny. Zabrałem wszystkim dobry humor. Nie rozumiem, skąd wy wiecie, że to byłem ja, przecież byłem u każdego w domu i wiem, że nikt mnie nie widział.
- Może dlatego, że my byliśmy na strychu - dodał nieco złośliwie Wojtuś. - Musisz oddać to, co nasze – dokończył chłopiec.
- Oddam, już wszystko oddam, bardzo jest mi przykro, że tak się stało. Czułem się taki samotny, nikt się nie chciał ze mną bawić, a wy wszyscy zawsze tak się dobrze bawicie, w ogóle tu jest taka przyjacielska atmosfera, a ja ciągle jestem sam.
- To może przestaniesz chować się w tym drzewie i pójdziesz z nami się pobawić - zaproponowała Basia.
- Ale ja jestem cały niebieski i inni mogą się mnie wystraszyć, albo się będą ze mnie śmiali.
- Na pewno tak nie będzie, nikt nigdy z nikogo tu się nie śmieje, a jak oddasz wszystkim dobry humor, to uratujemy jarmark i my będziemy się z tobą bawili. - Obiecał Wojtuś.

Ludek bardzo nieśmiało wyszedł ze środka drzewa razem z dziećmi. Wyciągnął dobry humor z wielkiego wora, oddał go wszystkim mieszkańcom. Udało się uratować jarmark, a ludek zyskał wielu przyjaciół, którzy od tej pory razem z nim się bawili. Nikt nie zwracał uwagi na jego wygląd, bo dla mieszkańców tego cudownego miasteczka liczyło się coś więcej. To, co kryje się w sercu, a nie na zewnątrz każdego człowieka. Wszystko zaczęło biec swoim dawnym trybem, tylko przybył jeden mieszkaniec, który okazał się niezwykle pomocny, bo nocą, kiedy inni spali, on odśnieżał chodniki, sprzątał jesienne liście, podlewał suche kwiaty latem i dbał, by nigdy nie zabrakło nikomu dobrego humoru.

Dodaj bajkę

Szukaj

"Odkryj e-wolontariat"

Bajkownia.org - Fabryka Bajek nagrodzona!

Bajkownia.org -Fabryka Bajek zajęła 2 miejsce w ogólnopolskim konkursie "Odkryj e-wolontariat""

Patronat medialny

 

 190x120 anim bajk

 

Bajkownia.org - Fabryka Bajek wspiera akcję Ministerstwa Środowiska - "Pobierz aplikację na smartfona i zagraj z dzieckiem w „Posegreguj śmieci”.  Sprawdź kto z Was zostanie mistrzem w segregowaniu?"

Bajkownia.org - Fabryka Bajek dla dzieci - druga tura konkursu na najlepsze strony Internetu

 

Bajkownia.org - Fabryka Bajek dla dzieci - Złota Strona Tygodnia Wprost lipiec 2012