Wierszyk dla dzieci - Niekończąca się opowieść
Dziadek ciągnie sznur do prania
między drzewa chce przerzucić,
staje za nim babcia Frania
i pod nosem sobie nuci.
Jedno drzewo sznur chwyciło
teraz ciągną go na drugie,
babci jakby sił ubyło -
patrzy na nich wuj za pługiem.
Już za dziadkiem stoi babka
wuj uczepił się fartuszka,
przyglądała się sąsiadka
na głos wrzeszczy stara gruszka.
Przyszedł wnuczek od sąsiadki,
patrzy, co się tu wyprawia,
wziął podkasał długie gatki,
chwycił babcię z miną pawia.
Sznur ciągnęli: dziadek, babcia,
wuj, sąsiadka, wnuczek Tosiek.
Widząc to, przyczłapał w kapciach
brat, co muchy miał dziś w nosie.
Jechał drogą wójt od młyna.
Cóż to za kolejka długa?
Widzi, jak się sznur napina,
przyda chyba się przysługa...
Krzyknął dziarsko wnet na konie,
do ogrodu sadzi kroki,
westchnął, zatarł mocno dłonie,
potem trzymał się pod boki.
Sznur ciągnęli: dziadek, babcia,
wuj, sąsiadka, wnuczek Tosiek,
brat i wójt - porządku sprawca,
a sznur wszystkim grał na nosie.
Zza kurnika wyszedł Burek,
kot przeskoczył przez trzy murki
chętni chwycić też za sznurek,
sapią ludzie, potu ciurki...
Za koszule chwycił Burek
wójta - kota chce przeganiać.
Już się napiął trochę sznurek
lecz daleko mu do prania.
Miska pełna w bluzki, gacie,
przy sąsiednim drzewie czeka.
Kogut pieje, kura gdacze,
Burek przestał na to szczekać.
Sznur ciągnęli: dziadek, babcia,
wuj,sąsiadka, wnuczek Tosiek,
brat, wójt, Burek, kicia Żabcia,
a sznur dalej miał ich w nosie.
Drżał i zgrzytał, prężył cały,
tarł złowieszczo, łypał okiem
aż mu włoski dęba stały,
drzewo go zalało sokiem.
Wtem trach, na dwie części sznurek -
posypała się gromada,
słychać było ludzki chórek,
jak na ziemię głucho spada.
Pranie grzecznie więc poczeka
nim się pomysł zrodzi nowy,
jaki zamysł jest człowieka,
co mu przyjdzie znów do głowy.
Bożena Czarnota