Wierszyk dla dzieci - Gwiazdka na Dnie Szafy
W pewnej wiosce Zagórzyce
położnej za górami,
było właśnie bardzo ślisko,
śnieg już padał godzinami.
Spadł na ścieżki i ulice,
przykrył domy, kamienice…
Przy Ratuszu zawirował,
zgęstniał, skłębił się, napuszył,
coś po sobie zostawiając
zanim w dalszą drogę ruszył.
Przedmiot nietypowy, dziwny,
tajemnicze nosił grafy,
miał coś z radia, coś też z windy
i grającej starej szafy.
Przedmiot był stary i dużo ważył,
i w staroświeckim zrobiony stylu.
Dziwne, że nikt go nie zauważył,
choć go przechodniów minęło tylu.
Minął go pan z karpiem w wiaderku,
minęła pani z dzieckiem na ręku,
tata na sankach ciągnąc choinkę
mama za rękę małą dziewczynkę.
Obok pana z karpiem w wiaderku
oraz tej pani z dzieckiem na ręku,
obok taty i choinki,
mamy, sanek i dziewczynki
przeszedł Chłopiec.
Bez choinki i bez sanek, nie był częścią zamieszania,
minę miał naburmuszoną, puste ręce zaś w kieszeniach.
Szedł ze wzrokiem wbitym w ziemię, gwiżdżąc sobie od niechcenia
i rozmyślał, jak nie znosi Świąt Bożego Narodzenia:
tańca siatek z zakupami
i szaleństwa z prezentami…
"Po co piżamy mi nowe od mamy,
po parze kapci od każdej babci,
po co czekolad kilka tuzinów
od cioci, wujka i od kuzynów?
Po co tych rzeczy mi stos na dokładkę,
kiedy wszystkiego mam pod dostatkiem?”
Myślał Chłopiec, bo przecież
miał konsolę i komputer,
rower oraz śnieżny skuter.
Miał modele samolotów,
odrzutowców i sterowców.
Miał chomika, miał i psa,
stosy książek, puzzli, a
jakby mało było tego,
szafę pełną klocków lego.
Jak co roku o tej porze
tata ostrzył wszystkie noże.
Mamę, choć to zabrzmi strasznie,
kuchnia znów połknęła właśnie.
Póki co, jej nie wypluje.
„Mama w niej jak co roku,
w coraz starszym swym szlafroku
smaży, piecze i gotuje:
barszcz z uszkami, karp, filety,
zupę rybną i krokiety.
Ciast, pierogów całe wieże
i sałatek różnych sześć
ja po prostu w to nie wierzę
że to wszystko da się zjeść.”
„Ciocia z babcią uszka lepią,
dziadek z wujkiem chodnik trzepią.
Siostra biega, jak najęta
i narzeka, że zajęta.
Tacie chyba coś do ucha
wpadło, wcale mnie nie słucha”
Myślał Chłopiec: „dosyć tego”
... i nie mówiąc nic nikomu
po kryjomu wyszedł z domu.
Tak się znalazł przy Ratuszu, przed olbrzymią zaspą śniegu,
którą przed nim każdy człowiek w przedświątecznym minął biegu.
Wnet zapomniał, że się złościł,
myśląc: „Coś z tym zrobić trzeba”,
no i z czystej ciekawości
zaczął w zaspie śniegu grzebać.
„Na pierogi mojej mamy i na słodkie jej kakao!
Nie pamiętam, żeby wcześniej coś takiego tutaj stało!”
krzyknął Chłopiec.
Przedmiot nietypowy, dziwny,
tajemnicze nosił grafy,
miał coś z radia, coś też z windy
i grającej starej szafy.
Był w staroświeckim zrobiony stylu,
z dziwnym przyciskiem na środku tarczy.
CHCESZ GWIAZDKĘ Z NIEBA, tak głosił napis,
TEN OTO GUZIK WCISNĄĆ WYSTARCZY.
Chłopiec bez zastanowienia,
nic nie mając do stracenia,
wcisnął guzik.
Wtem
świat się zakręcił, zakoziołkował,
fiknął, zatoczył i zawirował.
Potem odwrócił do góry dnem
jakby nie jawą był, ale snem.
W skutek tego zamieszania
Chłopiec trafił do mieszkania,
lecz takiego bez choinki
i prezentów od rodzinki.
Nie było kapci od babci,
ani piżamy nowej od mamy,
W mieszkaniu ciemno było i pusto,
jakby ktoś nakrył je czarną chustą.
W kuchni nie było, tak jak co roku,
mamy kuchcącej w starym szlafroku.
Nie było kutii i zawijańca,
ani sernika i przekładańca.
W ciemnym, pustym, zimnym domu
nie zawadzał już nikomu,
bo choć nie chciał, to był tam
całkiem i zupełnie sam.
Nikt się nie śmiał, nikt nie gonił.
Cisza, że aż w uszach dzwoni
i do stołu nikt nie wołał.
Puste krzesła dookoła.
Nagle Chłopiec poczuł chłód,
w brzuchu mu zaburczał głód
i zatęsknił do choinki
oraz głośniej swej rodzinki.
Wtedy w dziwnym automacie
gwiazdka znów zamigotała
i po stołu pustym blacie
srebrnym światłem się rozlała.
Skrawek światła się ukruszył,
gwiazdka trochę zbladła,
za to iskra Chłopcu wpadła
przez kieszeń, do duszy.
„Są domy, w których nikt nic nie daje,
i od nikogo nic nie dostaje.
Są domy, w których nie pachnie makiem,
a sam chleb z masłem je się ze smakiem.
Są domy, w których brakuje człowieka
i ktoś na kogoś na próżno czeka.”
Pomyślał Chłopiec
Gdy się znalazł w środku Rynku, zatopionym w śniegu,
w którym ścieżki wydeptano w przedświatecznym biegu,
to po głowie mu chodziły całkiem inne już życzenia,
że w tym roku chce prawdziwych Świąt Bożego Narodzenia.
... a że nie schował Gwiazdki dla siebie,
znalazła swoje miejsce na niebie.
Jej właśnie światło w przedziwny sposób
wiele dotknęło tej nocy osób.
Padło na ścieżki i na ulice,
okryło domy i kamienice…
Dzięki niemu w Zagórzycach
położonych za górami
stało się do siebie blisko
wszystkim, którzy tam mieszkali:
i temu panu z karpiem w wiaderku,
i miłej pani z dzieckiem na ręku,
tacie z sankami oraz choinką,
małemu chłopcu z małą dziewczynką.
Mama rzuciła szlafrok do kąta.
Nikt się nie krzątał już i nie sprzątał
i niemożliwe było zakłócić
spokoju, który do domu wrócił.
Stara tradycja nabrała życia,
gdy puste krzesła i puste nakrycia
stały źródłem się radości
całkiem sporej liczby gości.
Nie zabrakło nic nikomu,
a starsza pani z pustego domu
i pan samotny z drugiej ulicy,
pewien podróżny i kolędnicy
razem zjadali rybne filety,
ciasta, pierogi, barszcz i krokiety.
Pod drzewkiem prezentów oraz słodyczy
tyle, że trudno je wszystkie zliczyć,
więc wystarczyło, by się podzielić
z tymi, co sami niewiele mieli.
Ogień strzelał, dym z komina
wił się tędy i owędy.
W radiu śpiewał ktoś kolędy,
a przy stole wraz z rodziną
siedział Chłopiec.
Za to przedmiot tajemniczy
z Zagórzańskiej znikł ulicy,
aby szlakiem swym podniebnym
dotrzeć tam, gdzie był potrzebny.
P.S. Gdy będziesz sprzątać tuż przed Świętami,
zajrzyj do szafy, tam na dnie samym
może być gwiazdka. Spomiędzy śmieci
wyjmij ją, odkurz, niech wam zaświeci.